czwartek, 14 kwietnia 2016

Post 16 - Największy skarb świata

Wszyscy pewnie teraz myślicie o Forcie Knox, Ermitażu i tym podobnych. Ale mylicie się, bo największym skarbem na świecie jest nie złoto, brylanty czy ropa naftowa. Otóż największym skarbem świata jest wiedza. Kto nie wierzy niech spojrzy na listę Forbsa najbogatszych ludzi świata. To nie przypadek że w pierwszej dziesiątce znajduje się tylu właścicieli firm zajmujących się ogólnie pojętą informatyką. A czym właściwie te firmy handlują ? Z praktycznego punktu widzenia niczym, bo na przykład gdy kupujemy jakieś oprogramowanie od firmy Microsoft to co prawda dostajemy je na przykład na płycie DVD, jednak w zasadzie największą opłatę ponosimy nie za sam nośnik jakim jest płyta lecz za to co jest na niej zapisane. Więc tak naprawdę kupujemy coś co w zasadzie nie istnieje, bo bitów i bajtów dotknąć się nie da. Ale to dzięki czemu te firmy tak dobrze prosperują jest też ich największym wrogiem, bo z jednej strony dzięki temu że informację tak łatwo skopiować i dzięki temu tak wiele można w łatwy sposób sprzedać to z drugiej strony każdy może to zrobić i dzięki piratom firmy te tracą także zarobek. A osób które chcą się w łatwy sposób wzbogacić kosztem innych nie brakuje nigdzie. Także w numizmatyce ten problem się pojawia bo fałszerze pojawili się na świecie zaraz po wymyśleniu pieniędzy. Ale o tym być może w jednym z następnych postów. Ale wróćmy do tematu. Jakiś czas temu kupiłem na allegro dwa (a w zasadzie to trzy, bo na jednej aukcji kupiłem dwa) zestawy polskich znaczków pocztowych, głównie z myślą o zagranicznych wymianach. Już po otrzymaniu listów podczas segregowania okazało się że sporej części tych znaczków jeszcze nie mam. Jednak sprawdzenie 250 znaczków trochę zajmuje. Zawsze robiłem to korzystając z katalogów na stronach. Niestety każdy z nich ma jakieś wady, jeden nie umożliwia wyszukiwania po nazwie, drugi ma jakąś dziwną numerację nie pasującą do pozostałych itp. Koniec końców udało mi się posegregować znaczki według lat emisji i pochować je w odpowiednie zakamarki klasera. Jednak mimo wysiłków jeden ze znaczków nie dawał za wygraną:


Razem z nim w jednym zestawie był też ten sam znaczek tylko bez przebitki. Wiedziałem co prawda że pewnie jest to emisja przedrukowa w jakimś następnym roku (oryginał jest z 1953), jednak szukanie słów kluczowych wyrzucało tylko znaczek z 1953, a szukać po kolei znaczek po znaczku mi się nie chciało. Szczególnie że jak już pisałem, sprawdziłem już 249 pozostałych. Dlatego w mojej głowie zakiełkowała myśl. Swego czasu kupiłem katalogi monet polskich p. Jerzego Chałupskiego i w którymś z nim (a może było to na jego blogu ?) była wzmianka że powstały one na wzór specjalizowanych katalogów znaczków pocztowych które jak wspominał zawierają nie tylko informację o wszystkich typach wydanych znaczków ale także o ich odmianach, powtarzalnych błędach i tym podobnych. Postanowiłem więc zgłębić temat i wyszło że wyboru wielkiego nie mam. Najtańszy aktualny katalog czyli Fischer Tom I to wydatek około 50 zł, a tyle wydać nie chciałem bo znaczki to nie mój cyrk i zbieram je 'przy okazji'. Przejrzałem więc allegro i zalicytowałem Tom I z roku 2013. Udało się kupić dość tanio bo za jedyną dyszkę, niestety koszty wysyłki wyniosły 13. Jednak podsumowując wydałem mniej niż połowę tego co za nowy, a znaczki od 2013 roku raczej są na tyle przewidywalne że katalog internetowy wystarczy. Po kilku dniach katalog dotarł. Na pierwszy ogień poszedł wstęp z opisem przydatnych informacji o filatelistyce. Wyszło na jaw jak mało o niej wiem i że jestem tylko kolekcjonerem znaczków a nie filatelistą. Ale taka rola mi pasuje :) Po dalszej lekturze doszedłem do wniosku że ze względu na koszty i liczne fałszerstwa pozostanę chyba na kolekcjonowaniu znaczków od 1952 roku. A dziś w końcu zabrałem się za szukanie mojej zguby czyli przebitki znaczka z 1953 roku. Wziąłem więc w ręce katalog i znalazłem interesujący mnie znaczek z roku 1953. Pod pozycję 684 znalazłem mój oryginalny znaczek z serii 'Rok odrodzenia'. A poniżej opisu odnośnik kierujący mnie do znaczków o numerach 826-829. Przechodzę więc do rocznika 1956 i pod pozycją 826-829 znajduję znaczki z pozycji 684 tylko z dodatkowymi nadrukami nowego nominału. Mój ma nadruk '60 GR' więc zgodnie z tym co podaje katalog jest to numer 828. Sprawdzam w katalogu internetowym i faktycznie pod tym numerem znajduję swój znaczek, jednak tytuł znaczka to 'Wydanie przedrukowe' więc mogłem sobie szukać po tytule ;) Katalog drukowany rozróżnia także kilkanaście odmian znaczka 828 różniących się położeniem nadruków. Ale to już nie dla mnie ;) I w taki to właśnie sposób moja potrzeba wiedzy wzbogaciła jednego ze sprzedających na allegro. Ale jak to mówią 'W przyrodzie nic nie ginie' więc kilka dni później napisał do mnie jeden z użytkowników zainteresowanych wystawionymi moimi katalogami w formie plików PDF. W skrócie chodziło o to czy mógłbym jeden z katalogów wysłać mu w formie drukowanej. Wspólnie ustaliliśmy że łatwiej będzie gdy on wydrukuje sobie katalog u siebie w punkcie poligraficznym. Podczas rozmowy otrzymałem od niego propozycję której odrzucić nie mogłem. Otóż w zamian za to że wysłałem mu gratis katalog, otrzymałem gratis kilka numizmatów:


A do tego numizmat z Fiatem 126p z kolekcji Orlenu. Ten już co prawda mam, ale będzie na wymianę. Podobnie jak większość z około 400 monet które w ostatnim czasie kupiłem a z których tylko 11 trafiło do mojej kolekcji. Zresztą spora ilość z tego co pozostało już czeka na wysyłkę do Izraela. Trafi tam też większa część znaczków które pozostały mi z ostatnich zakupów :) Ale na pewno nie trafi tam mój najnowszy eksponat:


A że kilka dni wcześniej udało mi się też zdobyć:


Więc dokończyłem pisanie katalogu banknotów III RP. I tak oto już pierwszego dnia (jeszcze bez tej 20 złotówki), zarobiłem na katalogu pierwszą złotówkę. Więc zarabiam na niczym jak Bill G. :) Ale aby zdywersyfikować swoje źródła zarobku sprzedaję także i materialne przedmioty. No ale chyba pora kończyć tego posta bo na wyświetlaczu godzina 2:30 (a właściwie brak czegokolwiek, bo tak skonfigurowałem program że od 2:00 do 5:00 podświetlenie jest wyłączane). Może rano listonosz w końcu przyniesie długo oczekiwany list z TSOP31236 i będę mógł zmontować sobie układ do Girdera (mój stary układ pod COM udało mi się na innym kompie odpalić, teraz czekam na części na nowy i przejściówkę USB->COM, mam nadzieję że zadziała).

piątek, 1 kwietnia 2016

Post 15 - 'Drobne różnice'

Nieraz kompletując swoją kolekcję trafiam na niezłe rodzynki. Na przykład taką:


Czyli 5 öre 1981 ze Szwecji. Niby proste tylko że według wielu katalogów w tym roku bito dwie monety o tym nominale, jedna typu KM#849 a druga KM#849a. A czym one się różnią ? Otóż jedna jest zrobiona z brązu a druga z mosiądzu. Teoretycznie różnią się też minimalnie wagą 2,7 vs 2,68 grama. Jednak po zważeniu wszystkich monet z obu typów miały one wagę od 2,6 do 2,65 grama i niekoniecznie monety pierwszego typu były najcięższe. Więc ta metoda rozróżnienia odpada. porównałem tez szczegóły rysunku monet, jednak do rozróżnienia monet z roku 1981 roku to nic nie da bo rysunek zmienił się nieco ale już w roku 1980 :( Pozostały strony, fora internetowe itp. Niestety nikomu do tej pory nie udało się wymyślić (łatwego) sposobu rozróżnienia monet z roku 1981. Jeden ze Szwedzkich kolekcjonerów uświadomił mnie nawet że jedno z najbardziej autorytatywnych źródeł Szwedzkich w katalogu ujmuje monety z roku 1981 jako jeden nakład właśnie ze względu na niemożność ich rozróżnienia. Co prawda jeden z kolekcjonerów podsunął mi pomysł na ich rozróżnienie, jednak jest on dość trudny do wykonania bo potrzebny by był spektrometr masowy który sprawdziłby zawartość miedzi w monecie. Znalazłem nawet osobę która na jednym z forów pisała że ma dostęp do takiego urządzenia, jednak do tej pory nie odpowiedział na mojego maila. Więc póki co moneta leży w pudełku z napisem 'do sprawdzenia'. A w pudełku tym coraz więcej monet, bo zbieranie różnych odmian nie jest proste. Po pierwsze ciężko znaleźć jest źródła informacji które dokładnie opisują różnice, a nawet jeśli już się uda to jeszcze trudniej jest znaleźć monety z konkretną odmianą, bo bardzo często ta którą mam jest o wiele popularniejsza (ot choćby 1 zł 2012 w odmianie ze słowem ZŁOTY jak w rocznikach poprzednich). Jednak czasem się udaje i pudełko się choć trochę opróżnia. Tak było ostatnio gdy w końcu udało mi się znaleźć drugą odmianę Jugosłowiańskiego 1 dinara z 1977. A miałem ich w pudełku 10 sztuk bo zawsze trafiały mi się te same, a nie wiedziałem czego szukać bo jedyne co wiedziałem to 'short stalks of acorns / long stalks of acorns'. Chodziło o łodygi żołędzi, jednak dopiero teraz jak mam dwie różne to wiem o które chodzi:


Więc zawartość pudełka zmniejszyła się o 10 monet. Podobna sprawa ma się z monetą 10 dinarów z tego samego roku. W pudełku mam dwie sztuki ale tej samej odmiany, ale przynajmniej wiem już czego szukać. Na koniec jeden z najnowszych nabytków:




Jedna korona Islandzka z 1994 roku. W zasadzie nic specjalnego bo to pospolita moneta. Odmian w Islandii nie znam jeśli chodzi o monety. Ale za to jak bardzo ten kraj różni się na przykład od Polski. I nie chodzi mi tu o klimat, nie chodzi o ich i naszą 'urodę', a nawet o PKB Polski i Islandii. Czym na przykład różni się ona od takiej monety:


Nie, nie chodzi tu o nominał, nie chodzi o wagę, stop metalu czy inne parametry tych monet. Nie chodzi mi też o to że pochodzą z innych krajów. Przynajmniej nie bezpośrednio. Chodzi mi o coś co dowiedziałem się dziś przypadkiem. Otóż co ciekawe w alfabecie Islandzkim nie występuje litera 'C' (podobnie jak i Q, W i Z). Z tego powodu w Islandii nie można na przykład dziecku nadać imienia zaczynającego się literą C. A dodatkowo istnieje w tym kraju specjalna rządowa komisja która wymyśla w języku Islandzkim nowe słowa zastępujące obce naleciałości aby nie zaśmiecać własnego języka. No cóż, 'Człowiek całe życie się uczy' a ja od wczoraj na przykład języka angielskiego. Bo mimo że 'trochę' język Szekspira znam to i tak poszedłem na kurs żeby poznać go może trochę lepiej. Zaczęło się od podstaw, więc przynajmniej wiem że nie jest ze mną tak źle ;)

sobota, 26 marca 2016

Post 14 - Czemu doba ma tylko 24 godziny

Nie wiem jak wy ale ja uważam że doba ma stanowczo za mało godzin. Wiele chciałoby się zrobić, co dzień w mojej głowie pojawiają się nowe pomysły i zawsze jest na nie za mało czasu. Jakiś czas temu gdy zmieniałem konfigurację mojego komputera okazało się że na rynku praktycznie nie ma nowych płyt głównych z portem LPT. Więc musiałem zrezygnować z mojego wyświetlacza sterowanego programem Smartie który do komunikacji wykorzystuje właśnie ten port. Po pewnym czasie bez wyświetlacza stwierdziłem że tak do niego przywykłem, że muszę coś z tym zrobić. Niby nie ma problemu, bo wystarczy kupić adapter z takim portem i po sprawie. Niestety najtańsza opcja czyli adapter w formie przejściówki USB->LPT nie emuluje w pełni portu LPT a jedynie jego okrojoną wersję zwaną portem drukarkowym i wyświetlacz na tym nie ruszy. Jest też druga opcja czyli karta rozszerzeń na złącze PCI lub PCI-expres. Jednak te najtańsze też nie emulują w pełni portu LPT a za taką która emuluje go w pełni trzeba zapłacić sporo a dodatkowo najtańsze z nich nie działają na systemach nowszych niż Windows XP. Skończyło się na tym że zacząłem szukać alternatywy. I taką znalazłem. Okazało się że wyświetlaczem można też sterować w inny sposób. Jednak nie było to takie proste rozwiązanie. A to dlatego że do sterowania trzeba było użyć specjalnej przejściówki którą co prawda można kupić na przykład na ebayu, jednak gotowa kosztuje około 50 dolarów. Ale było też rozwiązanie o wiele tańsze jednak wymagające więcej pracy. Problem polegał przede wszystkim na tym że wszystko trzeba było zrobić samemu, i na pierwszy rzut oka wymagało to sporo czasu. Po pierwsze płytka drukowana, w internecie był dostępny jej schemat ale jak sobie pomyślałem że mam ją ręcznie przerysować to od razu mi się odechciało. No ale od czego mam internet, może jest jakiś prostszy sposób ? No i po chwili szukania okazało się że jednak jest. Wystarczy mieć drukarkę laserową, żelazko, czysty laminat na płytki drukowane, wytrawiacz do płytek i jeszcze kilka drobiazgów. Metoda zwie się termotransferem i z grubsza polega na tym że trzeba obwód wydrukować przy pomocy drukarki laserowej na papierze kredowym a następnie 'przetransferować' żelazkiem na laminat tak jak to ma miejsce przy naprasowywankach na koszulki. Jak kogoś ta metoda zainteresowała to polecam wpisać na Youtube 'termotransfer PCB'. Gdy już płytka została wytrawiona, ścieżki oczyszczone z pozostałego tonera, a otwory wywiercone wyglądała tak:


Jak widać w tym przypadku (to już kolejna płytka), tym razem nie wszystko poszło idealnie. W górnej części rozmazał się po płytce toner podczas zmywania rozpuszczalnikiem. Działa bardzo dobrze choć nie wygląda zbyt profesjonalnie. Wszystkie elementy w tym najdroższy (zaprogramowany procesor PIC18F2550) kosztowały mnie około 10 zł. Nie liczę oczywiście wytrawiacza, tego że podczas robienia układu padła moja kilkunastoletnia lutownica i przy okazji zainwestowałem w stację lutowniczą, papieru ściernego, papieru kredowego i jeszcze kilku innych drobnych rzeczy które były mi potrzebne do tego projektu. Nie liczę też mnóstwa czasu który musiałem poświęcić na próby, najpierw odpowiedniego dopasowania schematu do wydruku, później wytrawiania, lutowania, dopasowywania itp. a na koniec szukanie sterowników i ustawiania programu Smartie. Poza tym układ trochę podrasowałem, dodałem bezpiecznik zabezpieczający port USB przed spaleniem, przerobiłem gniazdo sygnałowe na standardowe goldpiny (w oryginale było gniazdo microUSB), dostosowałem całość do łatwiej dostępnych tranzystorów, no i dostosowałem rozmiar płytki do wymiarów wyświetlacza. Po dwóch tygodniach finalny układ był gotowy. Po zlutowaniu wszystkiego i ustawieniu programu Smartie wyświetlacz ponownie ożył. A dodatkowo miałem jeszcze programowalny buzerek (czyli mały głośniczek) oraz enkoder obrotowy (potocznie potencjometr cyfrowy). Ale skoro już miałem gotowy układ który wymagał tylko kabla USB zarówno do sterowania jak i do zasilania, pomyślałem że grzechem byłoby tego nie wykorzystać. Zamiast umieszczać go w zatoce na napędy w obudowie komputera można było zrobić wersję zewnętrzną. Potrzebna była więc obudowa. Początkowo chciałem ją zrobić z przezroczystej pleksi jednak po paru próbach okazało się że to nie jest takie łatwe. Przez pewien czas układ stał sobie luzem na biurku, jednak nie było to zbyt estetyczne rozwiązanie. Zacząłem więc myśleć jak tu wykombinować obudowę. I po raz kolejny pomocny okazał się internet a w tym konkretnym momencie allegro. Przypomniało mi się że w sklepach z elektroniką widziałem nieraz gotowe obudowy. I to był strzał w dziesiątkę. Jedyne co musiałem zrobić to zmierzyć mój układ i poszukać wśród dziesiątek modeli takiego który będzie pasował. No i po półtorej godziny szukania znalazłem. A w trakcie szukania po raz kolejny potwierdziło się że człowiek całe życie się uczy. Dowiedziałem się że obudowy są produkowane przez różne firmy, ale według pewnych standardów i każda obudowa ma swój symbol. Mnie zainteresowała obudowa o symbolu Z78 bo miała wymiary które idealnie pasowały do układu. I w końcu po kilku miesiącach pracy układ jest w zasadzie gotowy i wygląda tak:





Napisałem 'w zasadzie gotowy' bo sam nie jestem usatysfakcjonowany. Podczas robienia otworu na wyświetlacz w obudowie trochę mi się ona sfatygowała więc albo zrobię nową, albo okleję tą folią żeby to lepiej wyglądało. W planach jest też dodanie huba USB, układu COM-port Winamp Control (sterującego winampem) tylko muszę sprawdzić czy będzie działał przez przejściówkę USB-COM, ewentualnie układu sterującego komputerem przy pomocy pilota (aplikacja Girder) o ile też zadziała na przejściówce USB-COM. Póki co układ działa, pokazuje to co chcę, między innymi czas którego najbardziej mi brakuje. A czemu właśnie dzisiaj o tym piszę zapytacie. Bo dzisiaj szczególnie tego czasu mi brakuje. Nie dość że zbliżają się święta i na nic nie ma w zasadzie czasu to jeszcze dzisiejsza noc będzie o godzinę krótsza. Ale póki co siedzę przed komputerem i piszę tego posta, a żeby nie zasnąć i nie odwodnić się piję sobie:


Jak to, nie kawa miętowa ? Nie. Tym razem Yerba mate. Bo czasem trzeba odmiany. No dobra, ale to jest przecież blog o kolekcjonerstwie a ja tu o elektronice, o napojach a nic z kolekcji. No to na koniec kilka najnowszych nabytków. Po pierwsze skoro pisałem o yerbie naturalnym wyborem będzie coś z Ameryki Południowej:




Pewnie lepsza byłaby moneta z Paragwaju, ale akurat nic pod ręką nie miałem. A ta niedawno do mnie trafiła bezpośrednio z Argentyny, bo to właśnie Argentyńskie Peso z roku 2013. Moneta dość rzadka, bo okolicznościowa, wydana z okazji 200 rocznicy wybicia pierwszej Argentyńskiej monety. Wymieniłem ją dość tanio bo za jedną dwózłotówkę NG, a biorąc pod uwagę fakt że w Polsce trzeba za nią dać około 8-10 zł to zrobiłem dobry interes (oczywiście wymiana była znacznie większa). Moneta jak widać bimetalowa, podobnie jak kolejny przedmiot który ostatnio również trafił do mojej kolekcji:



I po raz kolejny powiem 'nie jest to moneta', jednak i tak je zbieram bo wiele z nich można się dowiedzieć i dodatkowo urozmaicają moją kolekcję. A kolekcja ciągle się rozwija, dzięki czemu mogę pisać kolejne katalogi (w ostatnim czasie skończyłem pisanie katalogu monet obiegowych Holandii z lat 1948-2001), mogę tworzyć tego bloga, więc mam zajęcie które zabiera mi tyle brakującego czasu ;) No i dobrnęliśmy do końca tego posta. Pozostało mi jedynie napisać:

WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO Z OKAZJI ŚWIĄT WIELKIEJ NOCY

wtorek, 1 marca 2016

Post 13 - Kolonializm czyli geografia, historia i polityka z monetą w tle.

Kolonializm czyli w wielkim skrócie wykorzystywanie ekonomiczne krajów słabo rozwiniętych przez kraje bardziej rozwinięte. Bardziej szczegółowo jest to opisane na wikipedii, polecam przeczytać całość. Regułka regułką, ale po co właściwie państwa potrzebują mieć kolonie ? Wyobraźmy sobie państwo dobrze rozwijające się, jednak na tyle małe że nie ma za wiele zasobów naturalnych by móc jeszcze szybciej się rozwijać. Dla przykładu niech posłuży nam Holandia. Państwo te w 17 wieku rozpoczęło tak jak inne europejskie potęgi morskie, kolonizację Azji, Afryki oraz obu Ameryk w poszukiwaniu kolejnych źródeł zysków. Rozwinięta technika oraz bardzo rozbudowana flota morska spowodowały że w okresie największego rozkwitu kolonii ich obszar był kilka razy większy niż powierzchnia samej Holandii. Jedną z wielu kolonii Holenderskich były na przykład Holenderskie Indie Wschodnie czyli obecna Indonezja.


moneta 1/2 centa Holenderskich Indii Wschodnich z roku 1945

Jest to jedna z ostatnich monet wyemitowanych pod zarządem Holandii. W roku 1949 w wyniku wybuchu walk niepodległościowych większa część Holenderskich Indii Wschodnich uzyskała niepodległość jako Indonezja. Jedyną pozostałością po dawnej koloni stała się zachodnia część wyspy Nowa Gwinea która od roku 1945 jako Nowa Gwinea Holenderska nadal pozostawała pod zwierzchnictwem Holandii. Jednak ze względów ekonomicznych i obawą utraty i tego terytorium Holandia nie wybiła dla tej kolonii żadnych monet a walutę Guldena Nowej Gwinei Holenderskiej stanowiły jedynie banknoty. W roku 1959 ogłoszono wybory lokalne które zapoczątkowały działania mające na celu zlikwidowanie kolonii i doprowadzenie do pełnej niepodległości wyspy. W wyniku licznych walk, rozmów pokojowych i innych sposobów (między innymi nie do końca uczciwego wprowadzenia przez rząd Indonezji do władz lokalnych Nowej Gwinei 'swoich ludzi'), dawna kolonia Holenderska przeszła ostatecznie w roku 1969 pod administrację Indonezji jako Irian Zachodni. Jednak kolonie Holenderskie to nie tylko Azja, Holandia kolonizowała także południowe krańce Afryki. Głównym celem posiadania kolonii w Afryce południowej było zaopatrywanie statków płynących z Holandii do koloni w Azji. Niestety nie udało mi się do tej pory ustalić jakiej waluty używano na tym terenie, ale zakładam że były to po prostu guldeny Holenderskie skoro za właśnie takie guldeny ostatecznie kolonie te sprzedane zostały Brytyjczykom. Pozostałością po obecności Holendrów na tym terenie jest używany do dnia dzisiejszego język afrikaans który jest językiem około 10 milionów ludzi na kontynencie afrykańskim. Pamiątką po Holendrach jest także między innymi miasto Kapsztad które właśnie oni założyli.A gdy już jesteśmy przy miastach założonych przez Holendrów to Kapsztad wcale nie jest najbardziej znanym miastem. Pewnie niewielu z was wie że najbardziej znanym miastem założonym przez Holendrów jest... I tu niespodzianka NOWY JORK. W 1624 roku holenderska ekspedycja która wylądowała u ujścia rzeki Hudson odkupiła od tubylców za korale i lusterka wartości ówczesnych 60 guldenów wyspę Manhattan gdzie założono stolicę nowej koloni którą nazwano Nowymi Niderlandami od nazwy statku którym przybyli osadnicy. Stolicę nowej kolonii nazwano natomiast Nowym Amsterdamem. W wyniku wojen z Wielką Brytanią kolonia ta została utracona w 1664 roku na rzecz Wielkiej Brytanii i Nowy Amsterdam zmienił nazwę na Nowy Jork i tak już pozostało do dnia dzisiejszego. Co ciekawe wśród osadników tego terenu za rządów Holendrów sporo było Polaków a gubernator Peter Stuyvesant tak bardzo sobie cenił ich pracę że prosił władze Holenderskiej Kompanii Zachodnio indyjskiej o przysłanie większej ilości Polaków. W czasach nam obecnych również polscy pracownicy są mile widziane w Holandii, i potwierdza się powiedzenie że 'Polacy najlepiej pracują w obcym kraju'. Oprócz Nowych Niderlandów Holendrzy posiadali także kolonie w Ameryce Południowej, zawierające się w obecnych granicach Surinamu oraz Brazylii. Jednak z punktu widzenia numizmatyki te kolonie są mało interesujące bo nic mi nie wiadomo by posiadały one odmienne waluty. Inaczej było w przypadku ostatniej kolonii o której chcę wspomnieć czyli o koloni na Karaibach zwanej Antylami holenderskimi a która w latach 1825-1945 zwana była Holenderskimi Indiami Zachodnimi. Tu walutą (nie od początku) został Gulden Antyli Holenderskich.


 Moneta 5 cent 1984 z Antyli Holenderskich w bardzo nietypowym kształcie.

I tak było aż do roku 2010 kiedy to zmienił się status tego terytorium i zostało one podzielone na 5 osobnych terytoriów. Wtedy to wyspy Bonaire, Saba i Sint Eustatius postanowiły pozostać częścią Królestwa Niderlandów i otrzymały status gmin specjalnych, natomiast Aruba, Curaçao i połowa Sint Maarten uzyskały status autonomicznych krajów wchodzących w skład Królestwa Niderlandów. Od tego czasu Bonaire, Saba, Sint Eustatius,  przyjęły jako urzędową walutę dolara amerykańskiego, Curaçao, Sint Maarten (Holenderska połowa wyspy, w odróżnieniu od Francuskiej połowy wyspy na której obowiązuje euro) pozostały przy Guldenie Antylskim, a Aruba już od roku 1986 posiada własną walutę Florina arubskiego (również egzotyczne monety, na przykład kwadratowe 50 centów). Na koniec dwie ciekawostki. Pierwsza z nich to Holenderska moneta 10 centów z roku 1948 której część nakładu została wybita stemplem awersu z monety 1/10 guldena Curaçao również z roku 1948:


Moneta 10 cent 1948 z Holandii, z awersem wybitym stemplem monety z Curaçao tzw. 'mule' po polsku muł czyli mieszaniec (mimo że ta jest dużo rzadsza, zwykłej odmiany na razie nie mam ;)

Ciekawostki miały być dwie, więc została jeszcze jedna. Większość ludzi zna polską historię i pewnie wie że Polska nigdy nie była krajem kolonialnym (prędzej można by stwierdzić że byliśmy koloniami). Ale mało kto wie że w dwudziestoleciu międzywojennym Polska planowała odkupienie od Francji, Madagaskaru (ciekawe co na to pingwiny ;). Plany były już dość zaawansowane i kto wie czy gdyby nie wybuch II Wojny Światowej nie bylibyśmy dziś jednym z krajów kolonialnych. A jeśli już jesteśmy przy koloniach to oficjalnie Rzeczpospolita nigdy ich nie posiadała, ale w 18 wieku lennikiem Rzeczpospolitej czyli De iure jego częścią było Księstwo Kurlandii i Semigalii. A te kolonizowało Gambię i Tobago. Więc patrząc z prawnego punktu widzenia jednak Rzeczpospolita posiadała kolonie. I tym huraoptymistycznym stwierdzeniem kończę tego szczęśliwego 13 posta.

niedziela, 21 lutego 2016

Post 12 - 64 lata temu na drugiej stronie świata.

Minęło półtora roku od ostatniego posta i sporo się w tym czasie zmieniło. No ale co to jest półtora roku w porównaniu do 14 wieków jakie minęły od kiedy w Lidii pojawiły się pierwsze monety. Świat zmienia się codziennie i przez te półtora roku do obiegu trafiło pewnie kilkaset nowych monet z których większości i tak nie mam. Ale w tym czasie do mojej kolekcji trafiło też sporo nowych monet, na przykład takie dwie:


Obie wyemitowane w roku 1952, i obie na drugiej półkuli. Obie też pochodzą z terenów gdzie o tej porze roku większość chciałaby wyjechać aby odreagować od pogody jaką mamy za oknem. Oprócz tego co już wymieniłem monety mają także jeszcze inne wspólne cechy, na przykład to że mimo upływu 64 lat terytoriami tymi oficjalnie nadal 'zarządzają' państwa europejskie. I to chyba tyle podobieństw. Teraz różnice. Po pierwsze materiał, w przypadku monety z Oceanii jest to aluminium podczas gdy moneta z Nowej Zelandii jest zrobiona z brązu. Waga, tu dużo cięższa jest moneta z brązu co jest chyba oczywiste (bo jednak jest jeszcze jedno podobieństwo, średnica obu monet to 31 mm). Grubość zbliżona 1,7 mm dla Oceanii i 1,42 dla Nowej Zelandii. Kolejna różnica to nakład, 10,8 miliona dla Nowej Zelandii oraz 2 miliony dla Oceanii. No i na koniec ostatnia wspólna cecha, gładki rant. Monety mają jeszcze jedną wspólną cechę, otóż obie zostały już wycofane w obiegu. A czemu akurat dzisiaj o tych dwóch monetach napisałem ? Szczerze mówiąc nie mam pojęcia, może dlatego że gdy otworzyłem pudełko z monetami 'do ogarnięcia' rzuciły mi się w oczy z powodu rozmiarów w dzisiejszych czasach już raczej nie spotykanych w przypadku monet obiegowych. Może dlatego że akurat trafiły się dwie z tego samego roku. A może dlatego że z punktu widzenia Polaka są dość egzotyczne. Po prostu po raz kolejny 'przypadek'. Pomimo że z uporem maniaka staram się zgromadzić komplet europejskich monet obiegowych po II Wojnie Światowej, to czasem przy okazji wymian dobieram coś spoza Europy i w takich wypadkach wybieram najczęściej monety takiego typu którego jeszcze nie mam :)

PS. Hasło na dziś to CIERPLIWOŚĆ, a czemu ? Bo jak tu się nie zniecierpliwić gdy w końcu udaje się zdobyć ostatni brakujący do katalogu banknot:


A na dwa dni przed jego dostarczeniem dowiedzieć się że NBP właśnie wprowadziło do obiegu nowy zmodernizowany banknot obiegowy o nominale 200 zł :( No i wydanie kolejnego katalogu trzeba odłożyć w czasie. Cóż, pozostaje być CIERPLIWYM przez wielkie C a z czasem osiągniemy upragniony cel :)